Doprowadzasz mnie do szału
Często słyszę podobne historie, ktoś „doprowadza nas do szału”, mimo że obiektywnie nic wielkiego nie zrobił. Albo wciąż spotykamy na swojej drodze ten sam typ osób, które poruszają w nas podobne emocje.
Z mojego doświadczenia wynika, że to nie przypadek.
Jung mówił o „cieniu” o tych częściach nas, których nie chcemy widzieć i które z łatwością dostrzegamy u innych.
Relacje jak lustro
Każda relacja czy to krótkie spotkanie w sklepie, pracy czy bliski związek działa jak zwierciadło. Pokazuje nam coś o nas samych.
To, co w kimś podziwiamy, często jest naszym nieodkrytym potencjałem. To, co nas drażni, irytuje czy oburza, zwykle wskazuje na wyparte emocje albo potrzeby, które w sobie uciszamy.
Zauważyłam, że jeśli kogoś irytuje czyjaś pewność siebie, bardzo możliwe, że sam tęskni za odwagą, by mówić własnym głosem. A gdy przeszkadza nam czyjaś „opieszałość”, może to znak, że w nas samych jest część, która pragnie odpoczynku, lecz nie dajemy jej prawa głosu.
Mechanizm, który nie znika
Psychika ma sprytny mechanizm wszystko, czego nie chcemy czuć, spycha do podświadomości. Ale to nie znika. Energia szuka ujścia i najczęściej „wraca” do nas poprzez innych ludzi. Wtedy właśnie pojawia się złość, irytacja czy pogarda.
To automatyczna reakcja, ale jednocześnie ważny drogowskaz: silne emocje są jak migające światło „Zatrzymaj się! Tu coś w sobie chowasz”.
Zamiast walczyć posłuchaj
Dla mnie praca z cieniem to nie walka, ale ciekawość. Zamiast złościć się na drugiego człowieka, warto zapytać siebie:
Co we mnie tak mocno reaguje?
Jakiej części siebie nie chcę dopuścić do głosu?
Czego ta sytuacja próbuje mnie nauczyć?
To nie oznacza przyzwolenia na przekraczanie granic czy na toksyczne zachowania. Chodzi raczej o to, by nie zatrzymywać się tylko na irytacji, lecz zobaczyć w niej szansę na lepsze poznanie siebie.
Kiedy cień zostaje zauważony
Zauważyłam, że kiedy integrujemy w sobie te wyparte części, relacje naprawdę się zmieniają.
Konflikty, które kiedyś wydawały się nie do zniesienia, zaczynają być okazją do rozmowy.
Widzimy w innych nie tylko to, co trudne, ale też wspólne człowieczeństwo.
Nabieramy wolności cudze zachowanie nie steruje nami już tak mocno.
To nie znaczy, że wokół nas znikają „trudni ludzie”. To my się zmieniamy mamy więcej spokoju, dystansu i autentyczności.
Dlaczego właśnie w relacjach?
Bo to właśnie kontakt z drugim człowiekiem najbardziej nas porusza. W samotności łatwo utrzymać złudzenie, że wszystko jest pod kontrolą. Ale w relacjach widać nasze prawdziwe reakcje i to jest największe laboratorium samopoznania.
Z miłością….