Ukochaj siebie w bezradności
Czasami wszystko cichnie. Wewnętrzny ogień przygasa, ręce opadają, a serce – zmęczone – nie chce już walczyć.
Czujesz się bezradny. Jak dziecko w ciemnym pokoju, które woła, ale nikt nie przychodzi.
I wtedy rodzi się pokusa, by się od siebie odsunąć. Zawstydzić własne słabości. Skarcić siebie za brak siły. Uciec.
Ale to właśnie wtedy – gdy jesteś najbardziej kruchy – potrzebujesz siebie najbardziej.
Bezradność nie jest porażką.
Jest drzwiami do prawdy o tym, jak bardzo jesteś człowiekiem. Jak bardzo Twoje serce tęskni nie za perfekcją, ale za miłością bez warunków.
Ukochaj siebie właśnie tam, gdzie Cię najbardziej boli. Przytul to miejsce w sobie, które mówi: „Nie wiem, co dalej…”.
Nie musisz mieć odpowiedzi. Nie musisz się podnosić natychmiast. Nie musisz udowadniać swojej wartości przez siłę. Twoja obecność – nawet w rozpadzie – jest święta. I zasługuje na łagodność.
Duchowość nie polega na tym, by zawsze świecić.
Czasem polega na tym, by pozwolić sobie zgasnąć – i zobaczyć, że nawet w ciemności jesteś widziany przez coś większego. Że w Twoim najcichszym momencie dusza nadal mówi: „Jestem z tobą”.
Psychologicznie – bezradność to moment, w którym stare strategie już nie działają, a nowe się jeszcze nie narodziły.
To przestrzeń transformacji, a każda transformacja wymaga miękkości, nie presji.
Więc jeśli dziś czujesz się bezradny – niech to nie będzie sygnał, by się zwinąć i zniknąć.
Niech to będzie wezwanie, by siebie ukochać głębiej niż kiedykolwiek wcześniej. Z taką czułością, jaką dałbyś dziecku, które po raz pierwszy boi się świata.
Bo Ty też zasługujesz na to, by być przyjętym – nie wtedy, gdy jesteś silny – ale właśnie wtedy, gdy nie wiesz, jak dalej żyć.
I to jest początek uzdrowienia.